Obserwatorzy

sobota, 30 marca 2013

Wesołego jajka! :)

Wesołego jajka,
kurczaków, baranka,
ciasta z rodzynkami,
ostrego chrzanu,
tęczowych mazurków,
mokrego Dyngusa
i ode mnie całusa ;*

Wesołych świąt! ;*
 
 

czwartek, 28 marca 2013

Zakupy Marcowe :)

Hej! :)

Co u Was słychać? :)

Dzisiaj chcę Wam pokazać, co zakupiłam w Marcu :)

Zapraszam :)

Podczas pobytu z Zakopanem odwiedziałam Rossmana oraz Naturę. Oto co kupiłam:
R: Baby dream, oliwka dla dzięci. Moje kolejne już opakowanie tego produktu. W promocji kupiłam go za 4 zł. Tani i dobrze nawilża skórę :)
R: Isana, kremowy żel pod prysznic masło shea i owoc pasji.Uwielbiam żelę z Isany. Są tanie, pięknie pachną i mają w swojej ofercie wiele zapachów, każdy znajdzie coś dla siebie :) Cena 4 zł.
N: Marion, mgiełka chroniąca włosy przed działaniem wysokiej temperatury. Skusiłam się na nią bo kosztowałą jedyne 6 zł. Od razu spodobał mi się jej cudowny zapach, przypomina mi watę cukrową :) Na razie nic więcej o niej nie mogę powiedzieć.



Zakupy z warszawskiego Rossmana :)
Ziaja, maska regenerująca. Uwielbiam tą maseczkę, pięknie nawilża skórę i cudownie pachnie czekoladką :) Cena 1,60 zł
Isana, witaminy i jogurt żel pod prysznic. Chciałam mieć wszystkie zapachy, które podobają mi się z tej formy i już je posiadam, wszystkie 4 :) Wkrótce napiszę o nich troszeczkę więcej :) Cena 4 zł.


Apteka:
Nizoral, leczniczy szampon przeciwłupieżowy. Moja zasada, lepiej zapobiegać niż leczyć :) Cena: 2,50 zł za saszetkę.
Vichy, zestaw darmowych próbek kremów nawilżających. Ciesze się, że je dorwałam. Nigdy nie miałam nic z Vichy, teraz chętnie je przetestuje :)



Jak widzicie żadnych większych zakupów nie poczyniłam w marcu, Wszystko tak na prawdę posiadam, nie chcę skupować kosmetyków a póżniej przechowywać je w szafie.

Buziaczki! ;*

środa, 27 marca 2013

Effaclar duo

Hej! :)

Pogoda rozwaliła mnie na łopatki, mam nadzieję, że do świąt będzie już tylko lepiej :)

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o produkcie, o którym przeczytałam wiele dobrego. I właśnie pod wpływem tych wspaniałych opinii postanowiłam zakupić:

LA ROCHE-POSAY, EFFACLAR DUO.



Zapraszam! :)


Informacje od produnecta z opakowania:

Effaclar Duo jest kompletną pielęgnacją zawierającą 4 składniki aktywne, aby skutecznie działać na dwa główne objawy trądziku:
- zapalne zmiany trądzikowe (krosty i grudki): niacynamid i pirokton olaminy aby oczyścić skórę i chronić przed powstawaniem nowych zmian trądzikowych,
- zaskórniki: połączenie LHA z kwasem linolowym aby odblokować pory i eliminować martwe komórki odpowiedzialne za ich zatykanie.
Uzupełnieniem składników aktywnych jest woda termalna z La Roche Posay o właściwościach kojących i zmniejszających podrażnienia.
Po 4 tygodniach pory są odblokowane a zapalne zmiany zredukowane. Skóra jest gładka i oczyszczona. Krem długotrwale przywraca równowagę skórze, aby nadać jej zdrowy wygląd. Na początku stosowania stan skóry może się przejsciowo pogorszyć.

Skład: Aqua/Water, Glycerin, Cyclohexasiloxane, Hydrogenated Polyisobutene, Niacinamide, Isopropyl Lauroyl Sarcosinate, Ammonium Polyacryldimethyltauramid E/Ammonium Polyacryloyldimethyl Taurate, Silica, Methyl Methacrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Salicylic Acid, Nylon-12, Zinc PCA, Linoleic Acid, Pentaerythrityl Tetra-Di-T-Butyl, Hydroxyhydrocinamate, Capryloyl Glycine, Capryloyl Salicylic Acid, Caprylyl Glycol, Piroctone Olamine, Myristyl Myristate, Potassium Cetyl Phosphate, Glyceryl Stearate SE, Parfum/Fragrance

Opakowanie: W kartoniku (na którym są wszelkie informacje dotyczące kremu w języku polskim), znajdziemy plastikowe opakowanie 40 ml kremu na niedoskonałości. Ciesze się, że krem można postawić na tubce, mamy wtedy wrażenie, że możemy zużyć do końca. Z rozcięciem opakowania też nie powinniśmy mieć problemy. Tubka ma odkręcaną zakrętke, powiem szczerze że miałam często problemy, aby zamknąć krem, być może mam dwie lewe ręcę w tej kwestii :P



Konsystencja: Na samym początku był to typowy krem, o lekkiej i raczej rzadszek konsystencji. Teraz, krem muszę porządnie wstrząsnąc, aby wymieszać wodę z krmem. Tak, gdy tego nie zrobię, z opakowania wylatuje sama woda....



Zapach: Bardzo delikatny i moim zdaniem przyjemny dla nosa. Po kilku minutach wogóle nie wyczuwalny.

Kolor: Biały, po rozprowadzeniu przeźroczysty.

MOJE WRAŻENIA:
Gdy kupiłam ten krem byłam bardzo podekscytowana, pomyslałam, wreszcie moja twarz będzie jako tako wyglądała, bez zaskórników i innych nie przyjaciół :) Pierwszą kuracja tym kreme trwała miesiąc (od października do listopada). Krem mnie nie podrażnił, nie uczulił. Nie nawilżał, a miałam po nim dosyć przesuszoną skórę, to zrozumiałe. Zadnych wielkich efektów nie zauważyłam, zaskórniki dalej były, jedynie przestały wyskakiwac mi niespodzianki :P Pod koniec lutego postanowiłam zrobić kolejne podejście do kremu. Wtedy zauważyłam, że zamiast kremu wypływa sama woda. Wstrząsnełam opakowaniem i wszystko w tej kwesti było już wporządku. Nałożyłam krem na nos, brodę i czoło na noc. Po 10 minutach moja twarz strasznie mnie piekła, poszłam do lustra zobaczyć co jest grane. Moja twarz była cała czerwona! Natychmiast zmyłam krem, lecz pieczenie nie ustąpiło! Wtedy nałożyłam krem LUMENE (recenzja KLIK), krem przyniósł mi znaczną ulgę, jednak twarz była zaczerwieniona nawet rano. Tydzień później pomyślałam, dam mu ostatnią szansę, tym razem pokremuję tylko nos. Sytuacja powtórzyła się. Krem na pewno nie jest po terminie. Powinien zachować świeżość rok po otwarciu, a ten czas jeszcze nie minął. Wtedy przypomniało mi się, jak na Boże Narodzenie zawiozłam krem mamie, aby zobaczyć, czy na niej skórze da jakieś efekty. Wtedy mama narzekała, że krem lekko ją szczypie (nie wystąpiło wtedy zaczerwienienie) i z niego zrezygnowała. Nie wiem czy to wina tego konkretnie opakowania kremu, czy to moja skóra stała się taka wrażliwa. Dla mnie jest to BUBEL, nigdy do niego nie wrócę i nikomu go nie polecam!

Cena: około 50 zł, w promocji (SUPER-PHARM) można go nabyć na ok. 35 zł.

Które to moje opakowanie? 1 i ostatnie.

Czy kupię go ponownie? NIE!!!

Ocena: 1/10. Gdyby mnie nie podrażnił miał by wyższą ocenę. Nigdy tak nie zareagowałam alergicznie na krem, to jest pierwszy!

Używałyście tego kremu? Sprawdził się u Was czy też podrażnił?

Buziaczki! ;*

poniedziałek, 25 marca 2013

Asnax suplement diety

Hej! :)

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją dosyć nie typową :)
Jakiś czas temu napisała do mnie Pani Joanna z zapytaniem, czy nie chciała bym przetestować gum, które pomagają w walce z podjadaniem między posiłkami. Dosyć nie typowa propozycja, jednak pomyślałam, nigdy o czymś takim nie słyszałam, chcę tego spróbuję :)
Więc dzisiaj małe co nieco o:

ASNAX


Zapraszam! :)

Informacje z opakowania dotyczące składu, dawkowania i inne:



Gdy przyszedł do mnie listonosz, zobaczyłam, że ma dla mnie dosyć dużą paczkę, zastanawiałam się, co to takiego jest :) był to właśnie Asnax, zapakowany w torebkę, w środku znajdowały się ulotki, płyta, teczka oraz mały gratis, który podbił moje serce :) Bransoletka z pierniczkiem z napisem "zjedz mnie". Bardzo mały gratis, ale to za jaki zadowalający! :)



Opakowanie niestety zostało troszeczkę uszkodzone podczas transportu, jednak gumom nic się nie stało. W opakowaniu znajdziemy 48 gum, które żujemy, gdy zaczynamy czuć się głodne. Na początku dosyć sceptycznie podchodziłam do całej tej sprawy, w końcu żadne tabletki ani gumy nie spowodują same, że stracimy kilogramy i będziemy miały świetną figurę. Pierwszego dnia, gdy poczułam głód już wieczorową porą sięgnęłam po gumę. Pierwsze co poczułam, cudowny owocowy smak! Czułam go jakąś minutkę, później guma robi się już bezsmakowa. Producent zaleca nam żucie jej od 10 do 15 minut. Tak właśnie zrobiłam. I jakie było moje zdziwienie, gdy po tym czasie nie czułam już, że muszę coś zjeść! :) Pomyślałam, może to tylko przypadek. Następnego dnia na uczelni znowu poczułam głód, sięgnęłam po gumę, spokojnie wytrzymałam do następnej przerwy, aby zjeść obiadek :)
Oczywiście nie zastępowałam posiłków gumami, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Trzeba znać umiar we wszystkim, każdy najlepiej zna swoje ciało i wie, na co może sobie pozwolić. Dziennie żułam 2 gumy, zazwyczaj na zajęciach (tak wiem, nie jest to kulturalne, ale głód był silniejszy:)) i przed spanie, aby nie podjadać tuż przed położeniem się do łóżka. Moim zdaniem gumy spełniły swoje zadanie.
No i na pewno warto też wspomnieć, że ważnym dodatkiem do skuteczności gum jest Nasza silna wola. Gumy nie pomogą Nam, gdy mimo braku czucia głodu podjadamy. Pamiętajmy o tym!

Podsumowując, serdecznie polecam Wam gumy, gdy macie problem z podjadaniem. Mnie nie raz uratowały przed zjedzeniem batonikiem między posiłkami i przed snem :)

Słyszałyście o tych gumach? Może już je używacie? :)

Buziaczki! ;*

Produkt otrzymałam od firmy Flywheel, fakt ten nie wpłynął na moją opinię.

środa, 20 marca 2013

Essecne, Break Throught & Very Berry :)

Hej :)

Co za pogoda na dworze! :( Ciemno, zimno, wietrznie i jeszcze ten śnieg, a jutro kalendarzowa wiosna. Masakra!

Na pocieszenie postanowiłam dodać swoim pazurkom trochę wiosennego looku, dlatego chcę Wam dzisiaj opowiedzieć o:

Essence colour & go, nr 26 break throught oraz nr 41 very berry.



Zapraszam!

Klasycznie w starej wersjii lakieró essence colour & go w szklanej buteleczce znajdziemy 5 ml produktu. Buteleczki są trwałę, przy upadku nie potłuką nam się ( oczywiście spadły mi nie jednokrotnie :P ). Pedzelek łatwo można odkręcić od buteleczki. Sam pędzelek nie jest szeroki ani płaski, mi bardzo odpowiadają te pędzleki, zgrabnie manewruje się nimi na płytce paznokcia. Dwie warstwy lakieru wystarczają aby lakier nie prześwitywał. Mimo, że pazurki malowałam przed południem, rano po przebudzeniu się, miałam na pazurkach ślady po kołdrze. Starte końcówki zauważyłam na 2 dzień, a zacząl odpryskiwać po 3 dniach )oczywiście po wizycie na pływalni). Lakiery zakupiłam za 5,49 zł z Naturze, teraz wiem, że są one droższe, ale za to są większe buteleczki.



Jak podobają Wam się kolorki? Mi bardzo przypadły do gustu :)

Buziaczki! ;*

P.S. 1 Jest Was już ponad 100 osób! Dziękuję Wam za to ;*
P.S. 2 LIczba wyświetleń bloga dzisiaj rano wskazywała okrągłą liczbę 17000. DZIĘKUJĘ! :*

poniedziałek, 18 marca 2013

LUMENE krem łagodzący na dzień

Hej :)

Jak Wam minął weekend? :) Ja byłam u rodziców, było świetnie i jak zwykle nie chciałam wracać do Warszawy :P

Dzisiaj Chcę Wam opowiedzieć o moim osobistym odkryciu nie tylko roku, ale chyba całego życia :P

LUMENE krem łagodzący na dzień.



Zapraszam! :)

Informacje od producenta, składniki, stosowanie:



Opakowanie: Krem znajdował się w kartonowym pudełeczku, na którym zostały zawarte wszelkie informacje o produkcie. Karton był "zaplombowany" z jednej strony, a z drugiej można było go swobodnie otworzyć i wyjąc krem. Szczerze mówiąc nie wiem czemu miała służyć te plombowanie :P Krem znajduje się w 50 ml tubce, którą łatwo można ścisnąć. Niestety nie widać, ile produktu Nam zostało w środku.


Konsystencja: Bardzo gęsta, ale jednocześnie lekka. Bardzo łatwo produkt można rozprowadzićna ciele. Krem szybko się wchłania, nadaje się idealnie pod makijaż (krem stosowałam tylko na twarz).


Kolor: Biały, na ciele staje się niewidoczny.


Zapach: Bardzo delikatny, jednak na twarzy jest już praktycznie nie wyczuwalny.


EFEKTY:
W bardzo ciężki okres dla mojej skóry twarzy, czyli w najgorsze mrozy szukałam ratunku. Moja skóra schodziła, brzydko łuszczyła się, strasznie swędziała. Przypomniało mi się, że czytałam u jednej z Was pozytywną recenzję tego kremu, pomyślałam, może jest to krem również na moje problemy? Już po pierwszej aplikacji skóra odetchnęła z ulgą. Krem ładnie ją nawilżył, ukoił. Skóra po kilku dniach stała się już idealna, nie było widać żadnych skórek, była odżywiona i bardzo dobrze nawilżona. Po tym, jak załatwiłam się kremem effaclar z LRP (straszna reakcja alergiczna, ale o tym w kolejnym poście) ten krem uratował mi twarz. Skóra momentalnie przestała piec, zaczerwienienie nie zniknęło od razu, jednak najważniejsze dla mnie było to, że przestała mnie skóra piec. Więc krem jest rzeczywiście SOS dla skóry! Jakie są moje wrażenia na dzień dzisiejszy? Jest to mój krem idealny na zimę! :) Z ręką na sercu mogę ten krem wszystkim polecić, ja na pewno do niego wróce w przyszła zimę. Jedyny minus jaki zauważyłam to fakt, że za szybko się zużywa :P Krem używam jakiś miesiąc, a użyłam już jakies 3/4. Tak mi się przynajmniej wydaje, niestety nie widzę tego przez tubkę.

Które to moje opakowanie? 1, ale nie ostatnie!

Cena: około 70 zł, do nabycia na stronach internetowych bądź na allegro

Ocena: 10/10. KREM IDEALNY! :)

Słyszałyście może coś o tej marce? Możecie mi coś polecić?

Buziaczki! :*


środa, 13 marca 2013

Essence mellow yellow

Hej! :)

Niestety wróciła do Nas zima, jednak mam nadzieję, że słoneczko już nie długo będzie Nas grzało i rozpieszczało ciepełkiem :)

Dzisiaj chciała bym Wam opowiedziec troszkę o kolejnym lakierze :)

Zapraszam :)

Essence colour&go, nr 51 mellow yellow.



Opakowanie jest szklane, nie potłucze Nam się przy upadku. Znajdujemy w nim 5 ml lakieru, moim zdaniem idealna ilość. Pędzelek łatwo można odkręcić od buteleczki. Pędzelek essence bardzo mi odpowiadają :) Łatwo można nim manipulować na paznokciach.



Lakier ma również idealną konsystencję, nie jest zbita i gęsta, takich lakierów zdecydowanie nie lubię. Konsystencja jest dość rzadka, ładnie rozprowadza się na płytce a jednocześnie nie wylewa sie na skórki. Tak na prawdę malowanie można zakończyc już przy 1 warstwie, widać to na 1 zdjęciu :) Nie jest to pełne krycie, lakier jest wtedy delikatnie widoczny. Przy 2 warstwach lakier pięknie pokrywa paznokieć, nie mam nic mu wtedy do zarzucenia :) Drugie zdjecie z 2 warstwami :)



Jak długo lakier utrzymał się na pazurkach? Po 3 dniach miałam lekko starte końcówki, jednak nie było tej usterki wogóle widać, dopiero jak dobrze się przyjrzymy. 4 dnia miałam pływanie i wtedy lakier zaczął porządnie odpryskiwać.

Bardzo lubię lakiery essence. Kolor mellow yellow bardzo przypadł mi do gustu, jest delikatny, w świetle mienią się z nim malutkie drobinki. Moim zdaniem lakier na każdą okazję i pasujący do wszystkiego :)

A czy Wam kolor przypadł do gustu? :)

Buziaczki! ;*

poniedziałek, 11 marca 2013

Ferie! :)

Witojcie! :)


Dzisiaj chcę Wam zrelacjonować Nasz 4dniowy wyjazd do Zakopanego i Krakowa :)

W czwartek o 11 przyjechaliśmy z Warszawy do Zakopanego :)
Podróż trwała bagatela...10 godzin :P uwielbiam podróżować polskimi pociągami i po drodze zwiedzać pół Polski. Na całe szczęście droga powrotna zajęła Nam połowę mniej czasu.

Po rozpakowaniu się, zjedzeniu i przemyciu ruszyliśmy na zwiedzanie miasta :)

Pochwale się tylko, w jakim domku mieszkaniy, piękny drewniany i najważniejsze, bardzo ciepły! :)



W drodze na przystanek mijamy mały mostek i potok:


Kościół na Harendzie, św. Jana ap. Ewangielisty:


Kucyki:


A tutaj już skocznia, Wielka Krokiew:


Mała Krokiew:


Piękne widoki zaraz obok skoczni:


Nasz następny cel: Krupówki! :)
Bazary! :)


Kociaki! :D


Był i oscypek! Jednak Nam nie za bardzo smakował :P


Oczywiście nie mogło zabraknąć ludzi w przebraniu :P Był Kubuś, Miś, Króliczek, Góral :)


Przed 17 byliśmy strasznie zmęczeni i niewyspani, w pociągu trafił Nam się taki dziadek, który non stop gadał i to całą noc :P Nie było mowy o żadnym spaniu w przedziale. Na tym skończył się pierwszy dzień ferii :)


2 DNIA pogoda była cudowna więc postanowiliśmy wyruszyć do Morskiego Oka :)

Wsiedliśmy w busik i o 10 byliśmy na parkingu w Palenicy. Stamtąd ruszyliśmy na wyprawę :)



Po drodze mineliśmy potok Waksmundzki, który z jednej strony był zasypany przez śnieg, z drugiej dało się zauważyć potok, a raczej jeziorko :)


Następnie podziwialiśmy Dolinę Białki.


Kolejny potok, tym razem Roztoka, który wpadał do Wodogrzmotów Mickiewicza.

Pora na mały odpoczynek na kamieniach :) jednak żeby do nich dojść musieliśmy przejść przez polankę na której śnieg był aż po kolana! :P


Widoczki :)


I wreszcie, po 2 godzinach i 50 minutach spaceru dotarliśmy do Morskiego oka, które...było zamarznięte! :) Można było po nim śmiało pochodzić a nawet skakać :P


Po sesji zdjęciowej udaliśmy się do schronika na posiłek, obok w oknie spoglądały na nas koty :]



Spacerek w dół zajął nam 1 godzine i 50 minut, przed 17 byliśmy już w pokoju. Nogi bolały Nas niemiłosiernie, dlatego odpoczywaliśmy w łóżeczku przy dobrych filmach :)


3 DZIEŃ okazał się bardzo pochmurny i mglisty. Na całe szczęście Zakopiański aquapark z okazji dnia kobiet i mężczyzn przygotował świetną ofettę, przy zakupie biletu na 3 godziny rabat 50% i gratis 30 minut :) Więc bilety na te długie pływanko kosztowały nas po 44 zł (za 2 osoby:)) Moim zdaniem jest to bardzo tanio :)


Muszę przyznać, że aquapark jest śliczny, dobrze utrzymany i każdy znajdzie coś dla siebie! :) Basen rekreacyjny podzielony był na 4 sekcje, nikt nikomu nie przeszkadzał.
Zjeżdzalnie dostosowane są do każdego wieku oraz do umiejętności pływackich :) Ja skorzystałam ze wszystkich, w jednej prawie się zatrzymałam, taka słaba była :P
Ponadto bawiliśmy się w rwącej rzece, wodospadach, jakuzy :)
No i na sam koniec rewelacyjna sprawa, basen geotermalny! Bałam się, że zmarznę tam, jednak woda miała 25 stopni więc było cieplutko :)
Zdjęcia z tego cudownego miejsca :)



Pobyt na basenie, dojazd do niego i do pokoju zajął Nam 6 godzin :P Myśleliśmy, że pojedziemy do domu na obiad i wieczorem wrócimy do miasta, jednak basen dał Nam w kość i wieczór spędziliśmy w pokoju narzekając, co Nas nie boli :P
4 DNIA o 8.30 mieliśmy autobus do Krakowa! :) Podróż trwała 2,5 godziny. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy na miasto :)
Oczywiśie głownym celem były Sukiennice, wieża Mariacka i okolice :)


Na placyku praktycznie nie było bazarków, jedynie Panie floreciski wytrwały i stały tam w niezbyt ciekawą pogodę.


Za to w sukiennicach, inna bajka! Wszystkie budki otwarte, było na czym zawiesić oko! :)



Po tym małym spacerku zgłodnieliśmy i ruszyliśmy w strone pizzeri, gdzie kupiliśmy kupon z godealla.
Jakie było nasze zdziwienie gdy pizzeria była zamknięta! (była 12.30, a otwarcie powinno nastąpić o 12.00). Na telefon nikt nie odpowiadał, szczerze mówiąc spanikowałam trochę. Jednak po 20 minutach zadzwoniła do Nas kelnerka, przepraszała Nas, ale spóźniła się do pracy i już Nas zaprasza do środka.
Wiadomo było, że na pizzę trochę poczekamy, bo trzeba było nagrzać piec. Spoko pomyślałam, ważne, że w środku będzie ciepło. Po 10 minutach miałam ochotę założyć kurtkę, szalić i rękawiczki, tak strasznie zmarzłam w lokalu! Kolejne rozczarowanie!
Po 40 minutach otrzymaliśmy pizzę. Miała być na wypasie i z podwójnymi składnikami. Owszem, rozmiar pizza miała odpowiedni, jednak te składniki...A ponadto ciasto było tak cienkie, że w jednym miejscu zamiast ciasta i farszu był sam farsz. Kolejne rozczarowanie.
Myślałam, że taką wielką pizzą najjem się a nawet zostawię kawałek, zjadłam swoją połowę i co? No właśnie nic... Nie najadłam się, dopiero jak wypiłam wielką szklankę coli poczułam się pełna. Nigdy nie wrócę do tej pizzerii i każdemu będę ją odradzać!



Po tej "uczcie" ruszyliśmy na miasto kolejny raz. Jednak było tak zimno, że od razu szukaiśmy jakiegoś kina. Obok Sukiennic w załuku znaleźliśmy Kino pod Baranami. Kupiliśmy bilety, a że do seansu zostało Nam jakieś 40 minut, poszliśmy do delikatesów po coś słodkiego. Kupiliśmy sobie po Ziemniaczku :P Bardzo zaintrygowała nas nazwa dlatego to kupiliśmy :P Nie dość, że był to tani deser to jeszcze taki smaczny! :) Czekoladowa masa w kokosowej panierce :)



O 15.00 weszliśmy do kina. Sale okazały się małe i kameralne. Film był cudowny! Pomimo, że były napisy (nie znoszę filmów z napsami, nie mogę wtedy skupić się na oglądaniu) bawiłam się świetnie i każdemu polecam! :)



Po filmie po raz ostatni obeszliśmy rynek, później poszliśmy po bagaże i wsiedliśmy w pociąg do Warszawy :)

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tymi opowieściami :P Gratuluję, jeśli wytrwałyście do końca i przepraszam za takie rozpisanie się, ale chciałam, aby wszystko było jasne i czytelne :)

Buziaczki! ;*